Miłość, miłość w sercu Warmii

2019-08-26 08:55:38(ost. akt: 2019-08-26 12:01:37)
Jak zobrazować przyjaźń? Może ukazać chłopców ganiających za piłką, gdzieś na polanie... Spotykają się po latach i płoną w nich te same emocje i wspomnienia. W Naterkach sąsiedzkie przyjaźnie trwają już kilkadziesiąt lat i granice nie stanowią dla nich żadnych barier.
Z głośników płynie przebój „Miłość, miłość w Zakopanem”... Proszę nie myśleć, że jestem gdzieś w górach. Zbliżam się do placu w centrum Naterek. Didżej stoi przy konsolecie i z tego, co zauważam, zaraz rozpocznie się grillowanie. Na wiacie powiewają widoczne flagi Polski, Niemiec i Naterek. Czy znalazłem się na jakimś nieformalnym spotkaniu dyplomatycznym? Nawiązując więc do słów piosenki, zagaduję napotkane osoby, jak to jest z tą polsko—niemiecką miłością? — Nasze piłkarskie spotkania rozpoczęły się w 1983 roku, kiedy do Polski zaczął przyjeżdżać kolega Andrzej Sokołowski — opowiada Krzysztof Buśko z Naterek. Andrzej Sokołowski kilka lat wcześniej razem z rodziną
wyjechał do Niemiec. Kiedy w Naterkach spotykał się z kolegami, razem spędzali czas. Pewnego dnia wpadli na pomysł, aby rozegrać mecz: żonaci kontra kawalerowie. Kto wygrał? — Oczywiście, że kawalerowie — odpowiada Buśko. — W kolejnych latach w spotkania zaangażował się Manek Gens. Przeniosły się one na większe boisko na polanie.
Tym razem panowie postanowili zagrać o skrzynkę piwa. I tak częściej stawiali koledzy z Niemiec, bo po prostu powodziło im się lepiej. Piłka toczyła się po boisku, a poza nim toczyły się rozmowy o życiu, jak to jest w tym Rajchu. Nie brakowało
oczywiście wspomnień z młodzieńczych lat. — W 1990 roku mecze Polska - Niemcy stały się jeszcze bardziej popularne, bo otworzyły się granice — wspomina z kolei Zbigniew Kukuć, sołtys Naterek. Pamięta dobrze, bo od tamtego roku jest mieszkańcem Naterek. — W 2000 roku z kolei, dzięki stowarzyszeniu Diament, spotkania nabrały jeszcze większego rozmachu. Mieszkańcy Naterek zaczęli jeździć na mecze również do Niemiec, do zaprzyjaźnionego Rietbergu. W sierpniu tego roku rozegrano już 29. mecz Polska - Niemcy. Mecze meczami, ale tak naprawdę to wiele działo się i nadal dzieje poza boiskiem. — Kiedy w 1982 roku przyjechałem z rodziną na Warmię, tutejsi mieszkańcy zaskoczyli mnie swoją sumiennością i byli bardzo otwarci na pomoc drugiemu. Szybko przyjęli nas jak swoich. Kiedy kupiliśmy nowy ciągnik i był jeszcze na
dotarciu, ze wsi przyjechały aż cztery ciągniki i pole nam zaorały. Pole przygotowali nam nawet pod zasiew — opowiada Józef Grzeszczuk, mieszkaniec Gronit, który przyjechał do Naterek na pożegnalnego grilla, aby jeszcze przed odjazdem
spotkać się ze swoimi przyjaciółmi z Niemiec. Dziś wiele rodzin, które znał, wyjechało za zachodnią granicę. Czy żal? — Na pewno — odpowiada. — Sąsiedzi, państwo Schulz, otwarci byli na nasze potrzeby, a my na ich. To było wzajemne uzupełnianie się. Takie relacje nie zdarzają się często i w rodzinach. Jeden ze swoich pokoi w latach osiemdziesiątych oddali
na salkę katechetyczną. Odbywały się tam również msze święte. Edeltraut Schulz razem ze swoją rodziną wyjechała do Niemiec w 1990 roku, na kilka miesięcy przed zjednoczeniem. Miała wówczas 33 lata. To nie był łatwy czas, bo do Rajchu ciągnęli uchodźcy z Polski, Rosji czy Węgier. Znajomi z Gronit mówią do niej Ela, bo to imię łatwiej wymówić. — Nie wiem, dlaczego rodzice wybrali mi takie imię — mówi. — Wie pan, ile miałam przez nie trudności. Już w pierwszej klasie podstawówki pomagałam nauczycielce poprawnie je wymawiać. Chociaż Gronity i Naterki były dla jej rodziny małą ojczyzną, to jak sięga pamięcią, jej rodzice zawsze chcieli wyjechać
z Polski do Niemiec. — Mieliśmy obywatelstwo polskie, ale byliśmy narodowości niemieckiej — tłumaczy.
W ich domu mówiło się po niemiecku. Poza nim po polsku. Właściwie to polskiego razem ze swoimi siostrami nauczyła się dopiero w szkole. Zapewne pomogły jej w tym koleżanki i koledzy z podwórka. — Pamiętam, jak spotykaliśmy
się razem z Elą i jej siostrami — wspomina Krzysztof Buśko. — Latem chodziliśmy nad jezioro się wykąpać, zimą graliśmy
w hokeja i urządzaliśmy kuligi. Za krążek służył nam wyrwany z buta obcas. My w wielkanocny poniedziałek polewaliśmy się wodą, a u nich smagano się jałowcem. Braliśmy więc gałązki jałowca i chodziliśmy smagać nim dziewczyny — dodaje.
— Tego świata już nie ma. Wówczas nikt nikogo nie pytał o pochodzenie. Aż łza się w oku kręci i ciarki przechodzą po plecach. Pozostały jednak emocje, wspomnienia i oczywiście przyjaźnie. Pan Krzysztof cieszy się, że swoich synów „zaraził”
tą polsko—niemiecką przyjaźnią. — Cieszę się, że młodszemu pokoleniu przekazujemy pałeczkę — mówi z uśmiechem.
O swój wschodniopruski akcent pani Ela zagadywana jest w Niemczech do dziś. W Rietbergu, gdzie mieszka, wiele osób pochodzących z terenów Prus Wschodnich. Na Warmię przyjeżdża raz, dwa razy do roku. Tu ma swój rodzinny dom. Tu są jej korzenie. Przyjeżdża razem ze swoimi dziećmi i wnukami, którzy nawiązują swoje nowe, polskie przyjaźnie.
— Mamy taką zasadę, że o polityce nie rozmawiamy — mówi pani Ela. — Interesują nas prywatne kontakty i ludzie.
Chcemy miło i w przyjaznej atmosferze spędzić czas. Jak to w życiu, czasem od pewnych tematów nie da rady uciec.
— Jeżli nawet ktoś coś napomknie o polityce, czy historii, to ludzie, którzy biorą udział w spotkaniach, cechuje wielkie wyczucie — dodaje Zbigniew Kukuć. W podobnym tonie wypowiada się Krzysztof Buśko — Już przez tyle lat potrafimy
współpracować bez żadnych umów i pisemnych deklaracji. Dobrze, że w tym wszystkim wspiera nas gmina i powiat.
W ten sposób promujemy naszą wioskę, region i ojczyznę. Następny mecz ma być rozegrany już w przyszłym roku. Najpierw w Rietbergu 27 czerwca. Pani Ela już to dokładnie zaplanowała. Później znów w Naterkach, po raz trzydziesty! Tradycja trwa. Tradycja, która łączy pokolenia ponad granicami.
Na sierpniowym spotkaniu w Naterkach pojawił się jeszcze jeden akcent. Dzieci odsłoniły kamień z tablicą poświęconą ofiarom wojen, bez względu na narodowość i religię. Skąd taki pomysł? Okazuje się, że już od czasów II wojny światowej na uboczu wsi znajdowała się mogiła, gdzie pochowano nieznaną osobę. — Mieszkańcy podawali różne wersje — mówi Zbigniew Kukuć, sołtys Naterek. — Pewne jest tylko to, że tu spoczywa ofiara wojny. Dlatego też mieszkańcy Naterek
razem ze swoimi przyjaciółmi z Niemiec postanowili w ten sposób zaakcentować chęć budowania mostów.
— Gdyby mosty były budowane wcześniej, dziś nie musielibyśmy odsłaniać takich kamieni — stwierdza Zbigniew Kukuć. — Polne kwiaty złożyły dzieci, aby pamiętały o tym przyszłe pokolenia. Na spotkaniu obecny był wiceburmistrz Rietbergu. — Odsłonięcie kamienia było dla mnie niespodzianką — powiedział. — Jestem pod wielkim wrażeniem, że spotykamy się wspólnie, aby oddać hołd ofiarom wojny, aby takie tragedie nie powtórzyły się w przyszłości.
Wojciech Kosiewicz


Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: GminaGietrzwald

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5