Humor, adrenalina i pozytywna endorfina

2019-01-25 11:42:50(ost. akt: 2019-01-25 11:45:33)

Autor zdjęcia: Gmina Gietrzwałd

Naterki II Muzyka, ognisko, plaża... Kiedy na dworze mróz można zatęsknić za latem. Na plaży w Naterkach sezon jednak w pełni. Wypada dodać, że sezon na... morsowanie. Czyżby mieszkańcy regionalnej stolicy golfa znaleźli sposób na zimową rekreację?
W sobotę, 19 stycznia o godzinie jedenastej plaża w Naterkach ożyła. Radośni plażowicze w kolorowych fryzurach rozgrzewają się przed wejściem do lodowatej wody. Jej temperatura to 1-2 stopnie Celsjusza. Na dworze tyle samo, ale na minusie. Na otwartej przestrzeni, gdzie wieje wiatr, jest kilka kresek mniej. Odczuwam chłód już po kilkunastu minutach stania, i to w kurtce. Dodam, że tym razem postanowiłem założyć nawet kalesony... Długopis odmówił mi posłuszeństwa i nie chce pisać na białej kartce. Zaczynam ciągać nosem. W tym momencie jeden z panów zachęca zebranych do wejścia do wody. Na raz zimowi plażowicze zaczynają się rozbierać i przystępują do rozgrzewki. Biegają, robią pajacyki. To konieczny rytuał, aby wejść do zimnej wody. Wcześniej nietypowy basen w kształcie serca wycięli im w lodzie strażacy z Sząbruka. W czasie jego przygotowywania motorowa piła wchodziła w lód jak w masło. Tak przynajmniej wyglądało to z brzegu.

— Tafla ma grubość około 7-8 centymetrów — dzieli się informacją jeden ze strażaków po zakończeniu pracy. — W ćwiczeniach na lodzie bierzemy udział kilka razy w roku. Przyda się w razie nieszczęśliwego wypadku, kiedy będzie potrzebna pomoc. Na plaży spotykam Stanisława Pukisa. Morsuje już od siedemnastu lat. Kto go do tego namówił? — Do tej pory szukam tego gościa — żartuje. — Jak go znajdę, to źle skończy! Za każdym razem wykrzykuję to, kiedy wchodzę do wody. Pan Stanisław jest takim ogólnopolskim, a nawet międzynarodowym morsem. Każdego roku bierze udział w Światowym Zlocie Morsów w Kołobrzegu oraz w Międzynarodowym Zlocie Morsów w Mielnie. Na każdym z nich spotyka się po 1500 osób. — Już kilkukrotnie pobiliśmy rekord Guinnessa w liczbie osób morsujących — mówi pan Stanisław. — Mogę się pochwalić, bo moja rodzina, jeżeli chodzi o morsowanie, należy do najliczniejszych: ja, moja żona, córka, wnuczka, a nawet półtoraroczny prawnuk. Od kilku lat razem ze swoimi znajomymi jeżdżę morsować do szwedzkiej Karlskrony.

To, że zimowym plażowiczom nie brakuje humoru, świadczą spodenki pana Stanisława z widocznymi „pośladkami”. Żona kupiła mu takie w Niemczech.
— Widocznie się przetarły — mówi z uśmiechem. — Morsowanie to radość, humor, adrenalina i pozytywna endorfina. Od miesiąca, także razem ze swoją żoną, morsuje Krzysztof Świtała. Do wody weszli dokładnie 23 grudnia. Namówili ich do tego córka oraz syn, który ukończył medycynę. Pod choinkę kupili rodzicom specjalne neoprenowe obuwie, którego używają również nurkowie. Chodzi o to, aby osłonić stopy i komfortowo stąpać zarówno po lodzie, jak i pełnym niespodzianek dnie jeziora. — Stanęliśmy przed faktem dokonanym — opowiada pan Krzysztof. — Dostaliśmy prezent, więc wystarczyło podjąć decyzję, aby pójść nad jezioro. Po pierwszym razie przyszedł czas na drugi i kolejne. Morsowali już z dziesięć razy. W ten sposób spędzili również sylwestra.

— Były pochodnie, ognisko, kiełbaski, nawet sołtys przyniósł szampana — wspomina. Co więc daje mu morsowanie? — Człowiek przez cały dzień czuje się pobudzony i otrzymuje olbrzymią dawkę pozytywnej energii — wyjaśnia. — Jesteśmy pełni podziwu szczególnie dla dziewczyn, które ideę morsowania rozkręciły w Naterkach i co tydzień przychodzą na plażę zimą. Jak widać chłód i zimno może integrować — dodaje z uśmiechem. Co ciekawe, pan Krzysztof do morsowania zdążył już namówić znajomego Szwajcara, który pracuje w Sudanie. — Do morsowania namówił mnie kolega z podstawówki — mówi z kolei Asia Jaguszewska, jedna z organizatorek morsowania w Naterkach. — Szybka wymiana zdań na Facebooku i skoro obiecałam publicznie, to weszłam, w środku zimy, pod okiem doświadczonego już morsa. Przez dwa sezony do wody wchodziła w... tenisówkach. Dopiero po zakupie piankowego obuwia dowiedziała się, że jest to sport ekstremalny. — Teraz jest naprawdę przyjemnie — mówi. — Po 8-10 minutach w lodowatej wodzie ciało otrzymuje taki zastrzyk endorfin jak po zjedzeniu tabliczki czekolady. W ubiegłym roku do wody po raz pierwszy weszła jej 11-letnia córka Anastazja i czteroletni syn Adrian. Morsowaniem zaraża również innych mieszkańców gminy Gietrzwałd. Z tygodnia na tydzień na plażę w Naterkach przychodzi coraz więcej osób. Wiele z nich po raz pierwszy w życiu, jak Anna Marciniak razem ze swoim mężem Adamem, których również spotkaliśmy w sobotę. — Cel na dziś: wchodzimy dosłownie na minutę i wychodzimy — opowiadają.

Co ich skłoniło do morsowania? — Każdego roku sezon na pływanie rozpoczynamy pierwszego maja — mówi pan Adam. — Raz zagadnął nas pewien pan: czy nie myśleliśmy o tym, aby zacząć morsować? Przecież w maju woda też jest zimna. Zaczęli czytać o zaletach morsowania. — Przebywając w wodzie o temperaturze kilku stopni, ciało potrafi rozgrzać się do temperatury nawet 42 stopni — tłumaczą. — Już to zabija wszystkie zarazki, grzyby oraz bakterie. Jest to swego rodzaju naturalna szczepionka. — Już samo rozebranie się do stroju kąpielowego w zimę jest przekroczeniem pewnej bariery — swoimi wrażeniami na gorąco dzieliła się z nami pani Anna. — Jeżeli chodzi o samo zanurzenie w wodzie, to najpierw poczułam lęk i strach. Pomyślałam: co ja robię? Zima, a ja stoję w lodowatej wodzie. — Było jednak świetnie i nie czuliśmy zima — dodaje pan Adam. — W wodzie byśmy wytrzymali dłużej, ale przestrzegano nas przed tym, aby za pierwszym razem nie przesadzać. Czy było to dla nich w jakimś sensie ekstremalne doświadczenie? W pewnym sensie tak, chociaż pani Anna już jako siedemnastolatka skakała na bungee. Co ciekawe, razem uczestniczą w motocrossach. Morsowanie to dla nich po prostu kolejne wyzwanie. W gminie Gietrzwałd osiedlili się niedawno. Kilka miesięcy temu przyjechali z Poznania i zgodnie twierdzą, że wcale nie żałują. Tu znaleźli swoje miejsce na ziemi i prowadzą biznes — zajmują się prawną pomocą dla przedsiębiorców. — W świecie cyfryzacji odległości się nie liczą — mówi pan Adam.
Wojciech Kosiewicz



Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: GminaGietrzwald

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5